wtorek, 26 lipca 2011

W domu.

Dziwne uczucie tak ni stąd, ni zowąd z powrotem znaleźć się na polskiej ziemi. W Gliwicach. W domu. Tak być tu bez żadnej możliwości powrotu do Grecji i EVSowego stylu życia. Wzdycham, choć zdaję sobie sprawę, że jestem dość sporym szczęściarzem. Dzięki tej fantastycznej pięciodniowej podróży samochodem przez Bałkany, moje lądowanie w Polsce odbyło się na niezwykle aksamitnym dywanie. Czas spędzony w drodze zadziałał jak bufor. Sprawił, że zderzenie z nową-starą rzeczywistością nie okazało się tragiczną w skutkach kraksą - był wolontariat, a teraz go już nie ma. I odnajdź się człowieku w takiej sytuacji i w takim deszczowym klimacie. Nie! Ja w miarę upływających godzin oraz kilometrów powoli oswajałem się z tym, że Xylokastro zostaje już za moimi plecami i konsekwentnie oddalam się od tego miejsca.

Takie zakończenie wolontariackiej przygody to olbrzymi luksus. Jestem za ten luksus bardzo wdzięczny, szczególnie kiedy słyszę jakie histerie i nostalgie przeżywają po powrocie inni wolontariusze. A może ja znoszę to lepiej, bo po prostu jestem już do takich odjazdów przyzwyczajony? Zahartowany przez te ostatnie lata? Ale czy ciągłe pożegnania to w ogóle zdrowy tryb życia?

Takie trudne pytania przechodzą mi często przez głowę. Muszę się jednak dość szybko pozbierać z tego pseudo-filozofowania, bo już wkrótce czeka mnie kolejny wyjazd. Tym razem trochę poważniejszy, bo na studia. Stamtąd też mam zamiar pisać bloga, na którego od razu zapraszam. Trzymajcie kciuki i do usłyszenia!!