niedziela, 17 lipca 2011

Jeziora Prespa.

Prespa to koniec świata. Jeśli nie świata, to Grecji już z całą pewnością. Jest to najbardziej wysunięty na północny-zachód cypel kraju. Są tam dwa jeziora - Wielka [Μεγάλη] i Mała Prespa [Μικρή Πρέσπα]. Oddziela je wąska grobla, którą biegnie asfaltowa droga. Grobla jest zapewne umocniona, choć wyobrażam sobie, że są takie pory w roku kiedy trudno jest się przez nią przeprawić. Żadne z jezior nie należy w całości do Grecji. Małą Prespę Grecy dzielą z Albańczykami. Na Wielkiej zbiegają się granice trzech państw - Grecji, Albanii i Macedonii. Trójkąt trzech cesarzy, można by rzec, choć bez żadnego cesarza. Znaczna część Wielkiej Prespy należy do Macedończyków i Grecy chyba mają z tym problem jeśli nie kompleks. Ale Grecy w ogóle mają problem z tą byłą jugosłowiańską republiką, potocznie zwaną Macedonią. O tym jeszcze napiszę.

Przystań w Psarades.

W regionie uprawia się fasolę. Pola fasoli z kanałami irygacyjnymi są wszechobecne. Jest tego od groma. Tak jak w Polsce czasami jedzie się w koleinach pszenicznych, rzepakowych albo słonecznikowych, tak w Prespie jedzie się koleinami fasolowymi. Zupa fasolowa na zimę, i nie tylko na zimę, dobra rzecz. Najadłem się jej trochę w Xylokastro. Tanie, zdrowe i smaczne danie. Jednak wtedy nawet nie zdawałem sobie sprawy, że prawdopodobnie zjadam plony Prespy.

Region Prespy jest nieskazitelnie czysty głównie ze względu na to, że jeziora są na terenie parku narodowego. Nie mieszka tam też zbyt wielu ludzi, nie ma żadnego industrialu. Cisza, spokój, krystaliczna woda i czyste powietrze. W Prespie panuje bardzo specyficzny mikroklimat, który sprzyja rozwojowi nigdzie indziej niespotykanej różnorodności gatunków flory i fauny.

Rybacka wioska Psarades [Ψαραδες] jest absolutnym limitem. Dalej w Grecji na północny-zachód lądem nie pojedziesz. Jest to prawdziwy koniec końców greckiego świata. Diabeł tam mówi dobranoc, a psi dupami szczekają. Nie ma nasilonego turystycznego ruchu, a jednak miejscowi mocno nastawieni są turystykę. Grecka przywara narodowa - wszystkie unijne pieniądze inwestowane są w "turystykę" i kawę frappe. W Psarades też jest kilka sklepów z pamiątkami i lokalnymi produktami pakowanymi pod przyjezdnych. Karty menu w tawernach są w kilku językach. Przy przystani rybacy nagabują wszystkich na przejażdżkę po Wielkiej Prespie.

Nikt nie przejmuje się, że niewielu jest takich szaleńców, którzy zapuszczą się w taką otchłań. Dojechać nad Wielką Prespę to naprawdę wielka sztuka. Komunikacja autobusowa w ogóle Prespy nie uwzględnia w swoich biznesplanach, także trzeba przyjechać swoim wehikułem, najlepiej z napędem na cztery koła. Żeby dotrzeć do Psarades najpierw trzeba zjechać wąskimi, krętmi i w dodatku stromymi nitkami serpentyn, potem przeprawić się przez groblę oddzielającą oba jeziora, a na końcu raz jeszcze wspiąć się i znowu zjechać serpentynami. Prawdziwy rollercoaster, który zniechęciłby niejednego niedzielnego turystę, zorganizowanego przez biuro podróży. Ale to fajnie, że tacy tam nie trafiają. Przyjeżdżają tylko ci, którzy naprawdę jezior Prespa pragną doświadczyć, a nie zaliczyć niczym kolejne miejsce które wypada w życiu zaliczyć, kupić sobie koszulkę z napisem I[serce]Prespa i wrócić do domu z niczym szczególnym. Znad Prespy jednak ciągle można wywieźć wspomnienia unikatowe i niepowtarzalne.

Pelikany nad Wielką Prespą.

Gdy wyjeżdżaliśmy z Kastorii, dostaliśmy od właścicielki naszego hotelu taką wizytówkę:

"PELICANOS"

Guided boat tours to the wetlands and
hermitages of Megali Prespa Lake.
You can find me only at "Syntrofia", the last
tavern in Psarades village, in front of the pier.
---------------------------------------------------------------
Phone: (+30) 69 45 74 46 57
VASILIS

Pani powiedziała, że Vasilis jest wspaniałym przewodnikiem po Wielkiej Prespie i że koniecznie musimy z nim wypłynąć. Kiedy szliśmy wzdłuż przystani w Psarades, podchodzili do nas różni przewoźnicy. Mówili do mnie po grecku i byli cholernie natrętni. Odpowiadałem im, że dziękujemy, na razie nie jesteśmy zainteresowani. W sumie nie byliśmy w ogóle napaleni na taką przygodę, szczególnie, że robiło się już późniejsze popołudnie, a nie chcieliśmy jechać dalej po ciemku. Na samym końcu deptaka zmieniliśmy zdanie. Przywitał nas bowiem rzeczony Vasilis z wizytówki.
- Z Polski jesteście? - zapytał z uśmiechem, po angielsku.

Nie było opcji, żeby mu odmówić. Vasilis jawił się na przyjaźnie nastawionego gościa i kiedy nam pokazał co zobaczymy z jego łodzi zgodziliśmy się wszyscy bez mrugnięcia okiem. Kilka minut później płynęliśmy już jego motorówką.

Motorówka Vasilisa "Pelekanos".

Vasilis gadał jak najęty. Na początek pokazał nam niesamowite freski na skałach, najstarsze datujące nawet na XIII w. Freski przetrwały w tak dobrym stanie dzięki magicznej aurze Prespy. Wymalowane były bowiem na wapiennej ścianie skalnej o którą regularnie rozbijała się delikatna południowo-zachodnia bryza. Dzięki idealnej wilgotności i przepływowi powietrza farba na wapieniu samokonserwowała się, utrwalając się na skale. Obecnie fresków przy greckich brzegach jest kilka i jeden lub dwa po albańskiej stronie. Robią bardzo mistyczne wrażenie. Skąd się tam wzięły?

Fresk na ścianie skalnej przedstawiający Matkę Boską z Jezusem.

Przy freskach zawsze widzieliśmy pustelnie, w których mnisi rzekomo zamieszkiwali od czasów bizantyjskich. Były to miejsca bardzo trudno dostępne dla osób postronnych, do większości można było dotrzeć jedynie od strony wody. Miejscowa ludność dostarczała pustelnikom jedzenie, za co ci odwdzięczali się modlitwą, medytacją, kontemplacją. Zamożniejsi fundowali też pustelnikom freski, żeby im się lepiej modliło, medytowało i kontemplowało. Mnichów i pustelników już w tych norach nie ma, natomiast obiekty ich kultu zostały.

Jedna z pustelni. Po lewej stronie od wejścia - fresk.

Pustelnia ze średniowieczną kapliczką.

Między kolejnymi przystankami przy freskach i pustelniach, Vasilis opowiadał o miejscowej florze i faunie. Zdecydowanie wolał faunę. Głównie ptactwo, mówiąc najściślej. Okazało się, że jest z niego niezły ornitolog-amator. Prowadził motorówkę jedną ręką, drugą trzymał przewodnik po gatunkach jezior i mokradeł północnej Grecji i raz po raz przerywał swoją opowieść o pustelnikach aby móc wykrzyknąć: pelikan! Albo: kormoran! Albo: patrz, patrz, patrz czapla szara z młodymi! Kaczki i nietoperze też cieszyły się u niego wielkim powodzeniem, choć tych ostatnich oczywiście nie było nam dane zobaczyć.

Vasilis miał też słabość do ślimaków i innych endemitów. Znał się na tym skubaniec. Pewnie dlatego, że jeden z rodzajów ślimaków, zidentyfikowany przez austriackich naukowców niecały rok temu, został nazwany jego imieniem i nazwiskiem. Vasilis tryskał dumą jak mówił o tym odkryciu i koniecznie musiał nam "swojego" ślimaka zaprezentować.
- Ale taki to już mamy mikroklimat w Prespie - mówił Vasilis. - Nikt do końca nie wie ile tu żyje rodzajów poszczególnych gatunków.

Dlatego dla biologów i pasjonatów natury Prespa to istny raj. Ja też wyjeżdżałem z Psarades pełen wrażeń, chociaż i tak nie zapamiętałem nazw wszystkich ptaków, które pokazywał Vasilis. Wywiozłem stamtąd dużo więcej niż słowa naszego przewodnika. Wywiozłem obrazy, które nakreśliłem w swojej pamięci: gotujące się do lotu pelikany, kolorowe freski naskalne, niezmącona woda Wielkiej Prespy i majaczące w oddali sylwetki gór Albanii i Macedonii.