poniedziałek, 18 lipca 2011

Pożegnanie z Grecją.

Był czwartek 14 czerwca 2011 roku. Późnym popołudniem stawiłem się na granicy grecko-macedońskiej w Niki. Byłem zmęczony po całym dniu spędzonym w pełnym słońcu na Wielkiej Prespie. Przejechaliśmy przez pierwsze bramki. Greccy celnicy nawet nie otworzyli naszych paszportów.
- Polska? Jedźcie!

Przekroczyliśmy granicę. Dopiero w sklepie wolnocłowym doszło do mnie co się tak naprawdę dzieje. Po półrocznej przygodzie na wolontariacie w Xylokastro, żegnałem się z Grecją. W ciągu tego czasu wyjeżdżałem kilka razy - byłem w Serbii, Turcji, Austrii, nawet przez chwilę w Polsce, na lotnisku w Balicach. Jednak w przypadku tych wyjazdów wiedziałem, że to są tylko wypady, że mój pokój i moje łóżko w Xylo będzie na mnie cierpliwie czekać aż powrócę. Teraz sprawa była poważniejsza. Żegnałem się z Grecją bez perspektywy rychłego powrotu.

Jak to tak? Już jutro nie będzie kawy frappé na plaży? Nie, nie będzie. Nie będzie też kilkugodzinnej sjesty i beztroskiego, wolontariackiego stylu życia. Koniec! Trzeba się z tym pogodzić. Na pocieszenie, żegnałem się też z tą częścią Grecji, za którą tęskno mi wcale nie będzie. Niebezpieczne drogi, strajki, zanieczyszczone środowisko, oszustwa systemu, leniwi ludzie, frustracje społeczne, Orfeas... Tego wszystkiego miałem serdecznie dość i z ulgą wyjeżdżałem od greckiego bałaganu. Zostawiłem tam jednak sporo fantastycznych wspomnień, dużą dozę samego siebie. Grecki rozdział mojego życia z pewnością zmienił mnie i za to jestem Helladzie mimo wszystko bardzo wdzięczny.

W sklepie wolnocłowym zakupiłem oliwki, ouzo i fasolę w puszce (w hołdzie rolnikom z Prespy). Byłem jak śnięta ryba. Nic do mnie nie dochodziło. Czas minął tak szybko. Teraz też, zanim się obejrzałem byliśmy już po macedońskiej stronie, w dzikim kraju. Żaden z celników nie raczył wbić mi do paszportu pieczątki. Zupełnie tak jakby lekceważono moją obecność, zupełnie tak jakby mnie tu w ogóle nie było. To ja w tej Grecji w ogóle byłem!? Już sam nie wiem. Patrząc w paszport to chyba mnie tam nie było. Przekleństwo Schengen i UE. Tfu, tfu, tfu, reflektuję się od razu. Schengen to moje błogosławieństwo. W Grecji, mówię to z całym przekonaniem, jednak byłem. Ostatnie pół roku wydarzyło się naprawdę. Nawet mam na to dokument - youthpass.