piątek, 8 lipca 2011

Targ xylokastroński.

Takich targów w Polsce to chyba już nie ma albo są na skraju wyginięcia. Wszystko się u nas zsupermarketyzowało. W Xylokastro sprawy mają się cały czas po staremu. W każdy piątek, niezależnie od pogody i pory roku, jest dzień targowy. Od samego rana do miasteczka zjeżdżają farmerzy wszelkiej maści z najbliższej okolicy. Przyjeżdżają w starych wysłużonych pick-up'ach, najczęściej toyotach, znanych mi ze zdjęć z krajów pokroju Somalii czy Afganistanu. W Grecji jednak, zamiast młodocianych żołnierzy z kałasznikowami, na taką toyotę pakuje się soczyste melony i arbuzy. Pakuje się je ciasno, bo popyt na owoce na targu w Xylokastro jest zawsze duży. Są też oczywiście inne owoce, zależnie od sezonu. Teraz jest pora na brzoskwinie, nektaryny, morele i czereśnie. Warzyw też jest na targu multum. Nawet nie znam nazw wszystkich dostępnych gatunków. Przyjeżdżają oczywiście bakłażany i cukinie, sygnatury kuchni greckiej. Ale w jakich różnorakich kształtach i rozmiarach! Bakłażany mogą być jasne lub ciemne, jednolite lub prążkowane, maciupkie lub ogromniaste. Cukinie natomiast występują tu także w kształcie piłeczki tenisowej. Jest w ogóle dużo odcieni zielonego - sałaty, szpinaki, nacie wszelkiego rodzaju. Na targ przyjeżdżają też ziemniaki, cebula i czosnek. No i oczywiście aromatyczne pomidory i ogórki. Jak ktoś się uprze to kupi i rybę prosto z kutra, jajko prosto od kury albo koszulkę-podróbkę Armaniego prosto od Albańczyka.

Arbuzy!

Na targu zawsze jest tłoczno i gwarno. Wszyscy się pchają, popychają, dotykają, depczą sobie po piętach i po palcach u stóp. Sprzedawcy przekrzykują się u kogo taniej, słodziej i świeżej. Babuleńki mykają ze swoimi wózeczkami na kółkach do których robią zapasy zielonego i czerwonego na cały tydzień. Tak żeby wystarczyło do następnego targu. Te wózeczki ciągną za sobą, mocno zgarbione. Skrzypi coś, coś skrzypi. Wózeczek czy babuleńka? Ale już nie słychać skrzypienia, bo jakaś babuleńka-przekupka zaczęła się targować o słoik miodu albo kilo migdałów albo butelkę oliwy z oliwek z pierwszego tłoczenia domowej roboty.

Jakieś losowe stoisko.

Na targu xylokastrońskim zawsze można ze sprzedawcą ustalić cenę. Tabliczki z wypisanymi kredą cenami są bardzo umowne. Wskazują tylko cyfrę wokół której oscylować będzie ostateczna zapłata. Jak się uśmiechniesz, zagadasz po grecku to w cenie kilograma pomidorów dostaniesz półtora lub kilka ogórków gratis. Wydaje mi się, że sprzedawcy dodają takie "coś ekstra od firmy" z wielką przyjemnością. Mrugają okiem do kupującego i uśmiechają się.

Słowem - swojsko. Klimacik na targu jest. Aż żal ściska za serce, że w Polsce będę musiał znowu przestawić się z wąskiej uliczki targowej w Xylokastro na stoisko owocowo-warzywne w Tesco, Carrefourze, Lidlu, Plusie, Biedronce albo jakimś innym Auchanie.