niedziela, 3 lipca 2011

Przebudzenie z naxońskiego snu.

Cholera. Władze portu nie przedłużyły strajków na weekend. Związki zawodowe generalnie w weekendy nie strajkują, więc żadna to była niespodzianka. Chociaż muszę przyznać, że trochę na to liczyłem. Tak czy inaczej - w drogę mi było. Kupiłem bilet na pierwszy prom żeglujący z powrotem do Pireusu.

W miarę jak pakowałem się z moim tobołem na pokład promu Blue Star Paros, wielki żal ogarnął moje serce. Jak to tak opuścić Naxos? Tydzień spędzony tam razem z moim przyjacielem Ludo był prawdopodobnie najlepszym w czasie mojego wolontariatu. Znalazłem tam idyllę, cząstkę mojej wizji raju. Z takich miejsc jest zawsze trudno wyjeżdżać.

Przez całą podróż czytałem i drzemałem na przemian. Nie płynęliśmy długo - najwyżej jakieś sześć godzin. Popołudniu byłem już na kontynencie.

Przy zejściu na brzeg Attyki z miejsca uderzyła mnie ateńska rzeczywistość: głośno, brudno, tłoczno, śmierdzi. W tak brutalny sposób przebudziłem się z naxońskiego snu.