niedziela, 20 lutego 2011

Salonowy sułtanat.

Dwie podstawowe waluty naszego świata to czas i pieniądze. Są od siebie ściśle współzależne. Zwykle jest tak że mając jedną z nich desperacko brakuje nam tej drugiej. Będąc obrzydliwie bogaci czasem lub pieniędzmi zostajemy wytrąceni z równowagi. Stajemy się nieobliczalni. Często odbija nam szajba. I wtedy dopiero zaczyna się prawdziwa zabawa.

Wśród wolontariuszy podstawową walutą jest czas. Mamy go na pęczki, dlatego szajba odbija nam często. Wczorajsze popołudnie jest tego znakomitym przykładem.

Zaczęło się od tego, że plan wypadu na Górę Klasztorną pod namiot został zniweczony przez greckich bogów, którzy rozpętali burzę. Nikt nie chce biwakować w strugach padającego deszczu. Nie można nawet rozpalić ogniska, żeby zrobić kiełbaski. Razem z Ludo byliśmy bardzo rozczarowani weekendową aurą. Siedzieliśmy w kuchni i zastanawialiśmy się co tu zrobić z tym czasem, co to go mamy na pęczki.
- Wiesz co? - powiedziałem do Ludo. - Zniosę namiot.
- Dawaj go tu.

Bez zastanawiania rozbiliśmy w salonie namiot. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Do namiotu wrzuciliśmy koce i poduszki. Wstawiliśmy stół. Nasze mieszkanie wypełniła arabska muzyka. Na stole w namiocie pojawiła się szisza i rakija. Ktoś przygotował półmisek pełen owoców. Ktoś inny zaparzył kawę i herbatę. Ludo zawiązał sobie kafiję na głowie i powiedział:
- Salam alejkum, Ali Baba ben Grzegorz.
- Alejkum salam! - odpowiedziałem tłumiąc śmiech.

Tym sposobem, z nadmiaru czasu, powstał salonowy sułtanat, który roztoczył swoje panowanie nad mieszkaniem od trzeciej popołudniu do czwartej nad ranem. Tak to już jest na wolontariacie w Xylokastro.

Sułtan Mohammad al Lud w swoim namiocie razem z żonami.