czwartek, 10 lutego 2011

Autobusowanie.

Podróżowanie autobusem na dłuższych dystansach to sport ekstremalny. Niejeden stroni od tego środka transportu gdy w grę wchodzi pokonanie więcej niż kilkunastu kilometrów. Prawdą jest że nie jest to najwygodniejsza opcja przemieszczania się. Jest ciasno, nie wiadomo gdzie upchać nogi, jak ułożyć głowę. Żeby przetrwać noc na autobusowym siedzeniu trzeba nauczyć się składać w kosteczkę albo zwijać w rulonik. Wielka to sztuka. Nawet ci którzy ją opanowali (do których nieskromnie zaliczam i siebie) po dwudziestu godzinach jazdy wychodzą z autobusu wymiętoleni, zaspani, zdezorientowani. Bo tak naprawdę nie da się spać przez dłużej niż kilkadziesiąt minut. Pilot puszcza idiotyczne filmy z lat siedemdziesiątych. Klimatyzacja zwykle jest rozregulowana - jest albo za zimno albo za ciepło, nigdy w sam raz. Do tego dochodzi jeszcze zapach wspólnie podróżujących ciał. Ktoś sobie pierdnie, ktoś inny rzygnie i choćbyś człowieku siedział na drugim końcu autobusu, zjawisko osmozy zadziała nieubłaganie i smrodek wedrze się i w twoje nozdrza. Niełatwo jest podróżować autobusem i rozumiem ludzi którzy wolą zostać w domu niż tłuc się przez naście godzin w takich warunkach. Hej! Jednak do wszystkiego można się przyzwyczaić, nieprawdaż?

Prawdaż. Ja, na przykład, jestem przyzwyczajony. Powiem więcej, jestem zaprawiony w autobusowaniu. Czas spędzony na siedzeniach kanadyjskich autobusów Greyhound w czasie wielkiego tour znad Pacyfiku nad Atlantyk, sprawiło że nabrałem doświadczenia w tym sposobie przemieszczania się. Razem z doświadczeniem przyszła pewność, że jeśli przeprawiłem się autobusem z Vancouver do Halifaxu, każda inna europejska trasa to pestka. Oczywiście, wcale nie znaczy to że nie odczuwam wyżej wymienionych niedogodności. Jasne że przeklinam je za każdym razem, gdy znajduję się w długodystansowym autobusie. Jednak staram się zamienić je w coś niepowtarzalnego, coś czego nie mógłbym doświadczyć w samochodzie, pociągu, samolocie, a już na pewno nie u siebie w domu. Traktuję każdą autobusową podróż jak wielką przygodę. Na dworcu docelowym moje ciało czuje respekt do pokonanych kilometrów. Dokładnie wie jaki dystans właśnie przebyło. Bo w autobusie czas i przestrzeń mają bardzo realny wymiar. Czuje się, że się naprawdę przemieszcza, a nie teleportuje wehikułem marki Boeing. To jest właśnie fantastyczne w autobusowaniu i właśnie dlatego cały czas aktywnie uprawiam ten ekstremalny sport. Serdecznie go wszystkim polecam.