środa, 16 lutego 2011

Popodróżnie.

Mimo że od dobrych dwóch dni jestem już w Grecji, cały czas jestem pełen emocji po podróży do Serbii. Te tereny to fascynująca część Europy do której z pewnością powrócę, choćby tylko na flaszeczkę rakiji. Chociaż bardziej marzy mi się wielka bałkańska wyprawa. Jestem w stanie wyobrazić sobie siebie za kółkiem jakiejś starego auta, Zastawy lub Łady, prującego przez prowincjonalne drogi byłej Jugosławii. Od Triestu po Prishtinë, bez pominięcia żadnego miasta ani wioski, ze szczególnym uwzględnieniem Sarajeva i Dubrovnika. O!

Póki co wdrażam się w rytm sennego, prowincjonalnego Xylokastro. Zegary chodzą po grecku. Ziewam na dzień dobry. Niewiele się dzieje. Nie pozostaje mi zatem nic innego niż rozpłynąć się w marzeniach o kolejnej podróży. A ta zapewne już niebawem. Gdziekolwiek mnie nogi poniosą w najbliższy weekend, obiecuję o tym napisać!