piątek, 11 lutego 2011

Αθήνα - Београд.

Alamanis Tours. Z Grecji do Serbii.

Googlemaps twierdzi że podróż z Aten do Belgradu to kwestia 1100 kilometrów i około 10 godzin. To oczywiście bardzo optymistyczna wersja wydarzeń, gdyż Googlemaps zakłada, że:
1) podróżuje się sprawnym i szybkim samochodem,
2) podróżuje się tylko autostradami, bez żadnej przerwy i w ogóle nie zawija się do aglomeracji miejskich,
3) granice pomiędzy Macedonią, Serbią i Grecją nie istnieją i nie marnuje się czasu na odprawy celne czy zakupy w sklepie wolnocłowym.

Rzeczywistość zweryfikowała szacunki pana Googlemaps'a do ponad 1200 kilometrów i prawie 20 godzin, gdyż:
1) podróżowałem autobusem nie pierwszej świeżości,
2) nie jechaliśmy samymi autostradami; czasem była to konieczność (bo drogi w południowej Serbii trudno nazywać autostradami, raczej powiedziałbym "szosy szybkiego ruchu"), a czasem wyboru kierowców (w Grecji często jechaliśmy bezpłatną drogą równoległą do austrady),
3) co dwie-trzy godziny zatrzymywaliśmy się na stacji benzynowej na przerwę, na papierosa, papu i siku-się-odlać,
4) zbaczaliśmy z wytyczonej trasy do centrum miast takich jak Larissa, Volos, Thessaloniki i Niš na dworce lub przystanki autobusowe,
5) spędziliśmy dobrych kilka godzin na granicach macedońsko-greckiej i macedońsko-serbskiej (kontrola paszportowa i w ogóle odprawa celna to jedno, a radość z możliwości buszowania po sklepie wolnocłowym, z nostalgią wspominanym przez obywateli Schengen, to drugie).

W ten oto sposób z sugerowanych 10 godzin zrobiło się nagle prawie 20 zanim dotarłem z Aten do Belgradu. Nie było to dla mnie wielką niespodzianką, gdyż Czas spędzony w autobusie serbsko-greckiego przewoźnika Alamanis Tours był jedyny w swoim rodzaju. Para kierowców Jorgos (Grek mówiący po serbsku) i Miša (Serb mówiący po grecku) dała niezły show. I to za niecałe 100€, tam i z powrotem.

Przez te dwadzieścia godzin Jorgos i Miša palili papierosy z takim zawzięciem jakby to właśnie nikotyna, a nie diesel, stanowiła paliwo dla tego autobusu. Bez przerwy śmiali się i gadali. Wielu pasażerów, prawdopodobnie stałych klientów Alamanis Tours, przychodziło na przód autobusu zapalić z nimi i włączyć się do dyskusji. Po grecku, po serbsku, po serbsko-grecku i grecko-serbsku. Widać było, że jest z nich udana para kompanów i niezłych cwaniaków. Drogę z Aten do Belgradu mieli obcykaną. Nieraz udało im się przejechać przez bramkę na autostradzie bez płacenia. Po prostu czaili się tuż za ciężarówką, tak żeby kamera nie zarejestrowała numerów rejestracyjnych autobusu. W momencie kiedy szlaban się tylko otworzył dawali po garach, przy entuzjastycznych gwizdach i brawach uchachanych pasażerów. Potem jeszcze pozdrawiali klaksonem kierowcę ciężarówki, który pozwolił im uniknąć zapłaty i jechali dalej, wielce z siebie zadowoleni.

Jorgos i Miša mieli też zaprzyjaźnionych celników ze wszystkich trzech krajów przez które jechaliśmy. Na każdej granicy serdecznie witali się z jakimś mundurowym, palili papierosy i czekali aż celnicy wbiją pieczątki do naszych paszportów. Mi niestety ani Grecy, ani Macedończcy pieczątki nie wbili. Taka dola posiadacza paszportu z Schengen. Dopiero Serbowie w Preševie zlitowali się nad moim pustawym paszportem.

Na tej samej granicy zaobserwowałem też bardzo intrygującą scenę. Tuż po odprawie celnej nasz autobus zatrzymał się przy radiowozie straży granicznej. Jorgos wyszedł na dwór dzierżąc w swojej prawicy bielutką reklamówkę z greckiego sklepu wolnocłowego. Nagle radiowóz zamrugał światłami. Jorgos otworzył drzwi tegoż samochodu i zwinnym ruchem wrzucił reklamówkę na tylnie siedzenie. Odjeżdżając zauważyłem jeszcze jak radiowóz znowu zamrugał światłami, a w oddali celnika stojącego przed budką. To zapewne on operował centralnym zamkiem radiowozu. To zapewne on napił się jeszcze tego samego wieczora, tuż po pracy, greckiego ouzo nieobciążonego żadnym podatkiem. Ach, wschodnia Europa! W takich sytuacjach równocześnie rozpiera mnie duma i wstyd, że i ja jestem z bloku wschodniego.

Po przekroczeniu granicy w Preševie spałem aż do samego Belgradu, gdzie dotarłem wraz ze wschodem słońca.
- Cóż za podróż - pomyślałem, gdy wygramoliłem się z autobusu Alamanis Tours, a przede mną
majaczył Hotel Slavija. Właśnie ukończyłem kolejny autobusowy maraton.

Optymalna trasa z Aten do Belgradu, wg. Googlemaps.