sobota, 14 maja 2011

Samotność w Xylokastro.

Xylokastro jest stolicą wolontariatu europejskiego w Grecji. Mieszka tu 25 wolontariuszy długoterminowych (na pół roku) i kilkunastu krótkoterminowych (na miesiąc). Ciągłe przebywanie w towarzystwie tylu wolontariuszy ma swoje dobre strony - zawsze jest z kim pogadać. Można coś ugotować, pójść na siłownię albo na spacer. Czasami jednak wydaje mi się, że przez "kiszenie się w wolontariackim sosie" podejmuję mniej działań w kierunku integracji z lokalną społecznością. W przeciwieństwie do wielu wolontariuszy mam znajomych Greków, ale moje życie towarzyskie wcale nie zależy od utrzymywania tych kontaktów. Bo zawsze przecież są inni wolontariusze.

Dzisiejszego poranka przeżyłem coś co się zdarza w Xylokastro raz na kilkanaście miesięcy. Byłem sam. Znaczy się byłem jedynym wolontariuszem w miasteczku. Nowi wolontariusze byli jeszcze w Atenach na seminarium "on-arrival", a wszyscy starzy wybyli szlajać się gdzieś po Grecji. Zostałem tylko ja. Świadomość tego, że jestem sam nie wpłynęła znacząco na to jak się rozwinął mój dzień, ale i tak było to dziwne uczucie. Nie trwało ono długo, najwyżej jakieś pięć, może sześć godzin. Po południu ludziska zaczęły wracać z Aten. I znowu zrobiło się gwarno, a naczynia zostały nie pozmywane...