wtorek, 24 maja 2011

Ot, stłuczka.

Scena jak z hollywoodzkiego filmu: typowe majowe popołudnie w Xylokastro. Nic konkretnego się nie dzieje. Siedzę sobie jak gdyby nigdy nic przy stole w salonie, dzielnie wcinając sałatkę ze słynnym serem feta. Wtem zza okna słyszę pisk opon, trzask i paskudne greckie przekleństwo. Cała sekwencje trwa może pół sekundy: iii-pach-gamoto!

Zaalarmowany wychodzę na balkon. Szybko oceniam sytuację. Na skrzyżowaniu naszej ulicy Notara stłukły się dwa samochody. Srebrna taksówka Skoda Octavia i jakiś stary czerwony rzępol jakich tu dużo. Auta stoją w takiej pozycji, że od razu wiadomo kto spowodował wypadek. Taksówka zdecydowanie miała pierwszeństwo. Po drodze hamowania widać jednak, że taksiarz raczej nie jechał przepisowo.

Opieram się o barierkę, przyglądam jak zawodowy gap. Kierowcy już dawno zdążyli wyjść ze swoich pojazdów i skoczyć sobie do gardeł. Wrzeszczą na siebie po grecku. Gestykulują. Coś sobie pokazują. Ulica się powoli korkuje. Ludzie zbierają się dokoła. Wychodzą na balkony i ganki. Przystają na chodniku. Coś się dzieje, warto popatrzeć. Jak na Xylokastro to wielkie wydarzenie. Na co dzień mamy tylko wenezuelskie telenowele. Ten show jest na żywo!

Nikt jednak nie ingeruje w kłótnię obu kierowców. Ludziom się to podoba. Przysłuchują się i w milczeniu kiwają głowami. Jak w amfiteatrze. Taksówkarz-protagonista jest załamany. Jedno z bocznych lusterek jest urwane, jeden z przednich reflektorów rozbity, koło też zdaje się być do wymiany. "Co teraz będzie!" zapewne myśli kierowca.

W tym momencie wracam do środka i zajmuję się niedokończonym jedzeniem. Ot, stłuczka. Co będę się bezmyślnie gapić, kiedy mi sałatka stygnie.