poniedziałek, 30 maja 2011

Plaża w Porto Katsiki

Po biegu było ciężko się pozbierać. Skurcze łapały mnie w każdym mięśniu nogi. Z trudem łapałem oddech. Po przebiegnięciu magicznej linii mety aż sobie usiadłem. Ratownicy podbiegli do mnie zapytać czy wszystko w porządku. Kiwnąłem głową, że tak. Ktoś zaczął mi rozwiązywać buta i ściągać czipa.

Po kilku minutach podniosłem się. Zebrałem pobiegowe żniwo - medal, gratisy i oczywiście darmowe jedzenie - i poszedłem na spotkanie mojej ekipie. Wszyscy dzielnie wcinali lody. Musiałem wyglądać jak siódme nieszczęście, bo wszyscy patrzyli na mnie z politowaniem.
- A teraz - oznajmiłem - jedziemy na plażę!

Kiedy wypowiadałem to zdanie nie miałem nawet pojęcia o jakim miejscu mówię. Nie pojechaliśmy bowiem na byle plażę. Pojechaliśmy na plażę w Porto Katsiki. Plażę przez duże "p". Istny raj! Zwisające czapy klifów ocieniały piaszczystą plażę. Woda w morzu mieniła się we wszystkich odcieniach niebieskości - od turkusu aż po granat. Fale delikatnie rozbijały się o brzeg. Do tego jeszcze cichutka morska bryza i pełne złociste słońce.

Porto Katsiki.

Jeśli ktoś się przejmuje rankingami, to plaża w Porto Katsiki jest nieustannie w pierwszej dziesiątce najlepszych plaż basenu Morza Śródziemnego. W moim osobistym rankingu ta właśnie plaża jest najwspanialszą jaką widziałem na świecie i chyba najpiękniejszym miejscem jakie widziałem dotąd w Grecji. Bez kitu.

Sebastian i Sophia.

Było tak niesamowicie, że nie chciało nam się wracać do Xylokastro. Ale cóż, musieliśmy się w końcu pozbierać i powolutku zacząć się toczyć z powrotem. Po drodze zaliczyliśmy pit-stop w Lefkadzie na pyszną kolację w autentycznej tawernie. A potem już śmigiem na południe.

Chill-out na Plaży.

Moja skóra długo jeszcze pachniała piaskiem i słońcem z Porto Katsiki.