środa, 13 kwietnia 2011

Środa "pracująca".

Spóźniłem się dzisiaj do pracy. Nie pierwszy raz, pewnie też nie ostatni. Po prostu pojechałem autobusem godzinę później. Na hali w Vosze byłem jakieś pół godziny po rozpoczęciu treningu sześciolatków, najmłodszej sekcji siatkarskiej. Przywitałem się z trenerem Antonisem. Zamiast przepraszać za spóźnienie (tak jak zrobiłbym to w Polsce, Austrii, Norwegii, Holandii czy Kanadzie, pozostałych krajach w których żyłem, uczyłem się lub pracowałem) zapytałem tylko Antonisa jak się ma. Uśmiechnął się do mnie i odpowiedział że wszystko po staremu. Mojego spóźnienia nawet nie zauważył. Widocznie nie była to dla niego aż tak ważna sprawa żeby w ogóle ją poruszać.

Dawno oduczyłem się już przepraszać za spóźnienie i stresować się spóźnieniem. I tak nikt punktualności i rzetelności tu nie docenia. Po co więc się nad tym pocić? Staram się krakać jak te greckie wrony. Wtopić się w ich kulturę i mentalność. No przynajmniej na czas wolontariatu. Mam nadzieję, że mi tak nie zostanie jak już wrócę w bardziej zorganizowane części Europy.

Dokończyliśmy z Antonisem trening i pożegnaliśmy się z dzieciakami. Zostaliśmy na hali sami. Antonis pozbierał swoje manatki i powiedział:
- Jadę. Jedziecie ze mną?
- Gdzie?
- Na kawę.
- A następny trening?
- Dzisiaj jedziemy na kawę - uśmiechnął się Antonis.

Pojechaliśmy. Usiedliśmy w stylowej kafejce, przy plaży we Vrachati. Popijając kawę mrożoną rozmawialiśmy o absolutnie wszystkim - od siatkówki i sport, przez politykę, aż po historię. Zleciały bez mała trzy godziny.
- No, muszę już wracać na halę - powiedział Antonis nie pozwalając nam zapłacić za kawę. - Wy możecie jechać do domu. Na dzisiaj już się napracowaliście. Z chłopakami muszę dzisiaj omówić taktykę na wielkanocny turniej. Raczej nie będziecie potrzebni. Wesołych Świąt i do zobaczenia wkrótce!

Tak oto Grecy karają spóźnialskich - kawą i wcześniejszym zwolnieniem do domu.