piątek, 8 kwietnia 2011

Operacja Tesaloniki: Cele.

Melduję się ze stolicy Macedonii. Ściślej rzecz biorąc tej greckiej części historycznej krainy zwanej Macedonią rządzonej przez Filipa II, a potem Aleksandra Wielkiego. Nie chcąc jednak niepotrzebnie wchodzić w drażliwe dla Greków geopolityczne gierki słowne, napiszę jasno: melduję się z Tesalonik, nie ze Skopje. Nie opuściłem granic ani Grecji, ani też Unii Europejskiej. Cały czas siedzę pośrodku greckiego chaosu. Dotoczyłem się tu w nocy rozklekotanym i sporo spóźnionym pociągiem z Aten. Jestem niewyspany i pisze mi się jak śniętej rybie. Ale chcę przynajmniej podzielić się po co pojechałem tak daleko na północ, zamiast byczyć się na coraz to cieplejszych i przyjemniejszych plażach w Xylokastro.

Otóż. Cele operacji w Tesalonikach:

1. Pobiec w wyścigu "śladami Aleksandra Wielkiego" na 10km odziany w koszulkę promującą wolontariat europejski EVS. To wszystko w ramach międzynarodowego roku wolontariatu.

2. Przy tej okazji spotkać się z:
a. Achillesem, moim przyjacielem, z którym zaznajomiłem się w czasie karnawału na Krecie,
b. Tillą, wolontariuszką EVS w Tesalonikach, którą poznałem na seminarium "on arrival" w Atenach, a także
c. Eliasem, trenerem z tegoż samego seminarium.
Mam nadzieję, że przyjdą mi kibicować i porobią dużo zdjęć.

3. Zwiedzić co nieco Tesaloniki, nie pijąc przy tym zbyt dużo tsipouro. No w końcu ja tu jestem z misją. Trzeźwość umysł mus mi zachować!

Do wyścigu pozostał jeden dzień, dwadzieścia godzin i trzydzieści minut. Do czasu startu mam nadzieję zjeść coś dobrego, wziąć długi gorący prysznic i wyspać się porządnie. Po to tylko żeby w niedzielę rano uderzyć w trasę i dogonić tego Macedończyka na chrapiącym koniu cwałującego przez centralne ulice miasta. Życzcie mi powodzenia! Ja jednak, zgodnie z przesądem, nie podziękuję...