sobota, 30 kwietnia 2011

Droga na południe.

Południe Peloponezu to zupełnie inna kraina. Żeby się tam dostać trzeba się przeprawić przez góry, żywe serce wyspy. Do Koryntu można dojechać "autostradą", którą tubylcy nazywają "nową drogą krajową". Jest to dziurawa, szeroka na jeden i pół pasa jezdnia po której szaleją greccy kierowcy. Jedzie się okropnie. Wyprzedzani zmuszani są do jechania pasem awaryjnym, a wyprzedzający za nic mają linie ciągłe i ograniczenia prędkości. Przynajmniej do Koryntu jedzie się za friko.

Greckie wyprzedzanie na autostradzie do Koryntu z użyciem pasa awaryjnego.

Za Koryntem, po zjeździe na Trypolis, jedzie się lepiej. Komfortowo. Jezdnia rozszerza się na dwa pasy, asfalt jest gładki. Prawie jak na zachodzie. Tylko trzeba za ten komfort słono zapłacić. Na odcinku niecałych 120 kilometrów stoją trzy barierki. Na każdej trzeba zabulić 2€ z centami. W sumie wychodzi prawie 8€ za 120km! Rekordy autostrady A4 Katowice-Kraków zostały pobite.

Droga na południe.

Autostrada kończy się tuż za Megalopoli i dalej na południe do Kalamaty trzeba się przebić przez labirynt serpentyn. To w górę, to w dół. Aż się w głowie kręci. Istna karuzela. Trening koncentracji. Ale też widoki nieprzeciętne. I żadnych budek pobierających opłaty!