wtorek, 5 kwietnia 2011

Się po Atenach wożenie.

W Atenach poruszać się najlepiej komunikacją miejską. Autobusami, trolejbusami, a także metrem i tramwajami dojdzie się niemalże wszędzie. System połączeń miejsc ateńskiego megalopolis funkcjonuje nadzwyczaj sprawnie. Oczywiście pod warunkiem jeśli związkowcy akurat nie strajkują. Bo jak strajkują wszystko się sypie, a Ateny zastygają w sjeście lub długiej przerwie na kawę.

Najlepsze w ateńskiej komunikacji miejskiej jest to że po stolicy jeżdżę sobie zwykle za darmo. Za darmo, ale bynajmniej nie na gapę. Bilet zdobywam. Rozglądam się po stacji metra. Czasami bilety są zostawiane w widocznych miejscach, przy końcu ruchomych schodów albo tuż obok koszy na śmieci. Skuteczniejszą metodą jest stanie przy wyjściu czekając na kogoś kto mnie swoim biletem obdaruje. Proszę wtedy dilerskim półszeptem po grecku: "Bilet? Bilet? Poproszę o Twój bilet." Nigdy nie czekałem dłużej niż 10-15 minut. Zdarzało się też tak, że dostawałem bilet nawet o niego nie prosząc. Jakiś podróżny po prostu wepchnął mi go do ręki i szedł w swoją stronę. Widywałem sceny gdy wjeżdżający ruchomi schodami wyciągali swoje bilety wysoko do góry, a ci którzy zjeżdżali łapali je w lot. Tak oto sobie pomagają Grecy w czasach kryzysu.

To wszystko jest możliwe, gdyż bilety zintegrowanej komunikacji miejskiej w Atenach są czasowe, na półtorej godziny. Nie ma zatem znaczenia jak daleko się jedzie, ile razy zmienia się środek komunikacji. Ważne żeby się zmieścić w 90 minutach. Dlatego ateńczycy stosują metodę "podaj bilet dalej". Co ma się marnować. Władze Aten są tym procederem wykorzystywania biletów do ostatniej minuty zbulwersowane. Podobno nawet jest to nielegalne oddać komuś bilet. Każdy ma mieć swój i basta. Ale nijak im tego sprawdzać. Bilety kupione w automacie przecież nie są imienne.

Filozoficznie podchodząc do sprawy, kryminalizacja tego procderu też jest śmieszna i kompletnie pozbawiona sensu. Kupując bilet staję się jego właścicielem. I jako właściciel mogę podarować moją własność innemu człowiekowi, czyniąc go nowym właścicielem. Czyż nie? Analogicznie, jeśli kupię sobie puszkę coca-coli i wypiję z niej dwa łyki, po czym oddam resztę obrzydliwego napoju mojemu znajomemu (który być może lubi coca-colę bardziej niż ja), to czy można by nazwać to przestępstwem? Nie wydaje mi się. Podobnie jest w ateńskim metrze. Dlatego też nie mam żadnych wyrzutów sumienia i po Atenach się wożę. Za friko.