czwartek, 30 czerwca 2011

Szczęśliwie uwięziony na Naxos.

Na Naxos przypłynąłem w poprzednią środę. Miałem zostać tylko na weekend. Jednak zadziało się tak, że zostałem na ponad tydzień. Dlaczego? Cóż, najpierw była okazja rejsu na Santorini w niedzielę, której nie mogłem przepuścić. Jako że w poniedziałki od 15 czerwca dzieciaki nie mają już zajęć, zdecydowałem się zostać na wyspie na kolejny dzień i wspiąć się na Górę Zas. O tym wyczynie pisałem w poprzednim wpisie. Wieczorem tamtego dnia doszły mnie wieści o strajkach. W Atenach planowano 48 godzinny strajk generalny. Początkowo wydawało się, że promy będą żeglować normalnie, bo żaden z przewoźników ani myślał tracić pieniędzy w pełni sezonu. Okazało się jednak, że kursy promów uzależnione zostały od decyzji autonomicznych władz portowych. Ci zastrajkowali, blokując najważniejsze porty Attyki - Pireaus, Lavrio i Rafinę. Przez kolejne dni nie było szans, żeby się wydostać z Cykladów - no chyba że kajakiem, wpław albo prywatną łodzią. Oj. Co za pech! Zostałem więźniem Naxos. Byłem na pastwie wyspy i kolejnych decyzji oszalałych związków zawodowych.

Jak mi z tym było dobrze.