niedziela, 19 czerwca 2011

İstanbul: memoire z miasta przerzuconego nad Bosforem.

Gwar miasta, wewnętrzny monolog Stambułu, cały czas szumi mi w głowie. Jest głośno. Taksówkarze trąbią jak szaleni. Uliczni handlarze zachęcają do zakupów. Restauratorzy wciągają wręcz do swoich lokali wychwalając pod niebiosa specjały kuchni tureckiej. W oddali dzwoni mi w uszach nawołujący do modlitwy imam, tętniący koraniczną mantrę w dusze i umysły stambulczyków z wysokości minaretów. O 5 rano budzi całe dzielnice, albo jak to było często w moim przypadku, po muzułmańsku układa do snu po ciężkiej nocy w jakimś azjatyckim barze.

Stambulskie obrazy rozpierają mi czaszkę. Cały czas są pełne życia i koloru jak przyprawy piramidami wysypane na straganach Bazaaru. Wcale nie blakną. Wręcz przeciwnie, z czasem stają się coraz bardziej wyraziste, dojrzewają mi w pamięci, pęcznieją. Przetłoczone ulice, zadymione kawiarnie, wędkarze na moście Galata. Święci Tureccy siedzący, wylegujący się na schodach lub na starych, zbutwiałych krzesłach tuż przed swoimi sklepami i domami. Niezliczone łódeczki - łupinki orzecha - niestrudzenie kursujące pomiędzy dwoma kontynentami. Azja-Europa, Europa-Azja. I znowu, i znowu. Z mrówczym uporem starają się połączyć dwa kontynenty, udowodnić politykom i geografom, że Bosfor tak naprawdę jest węższy niż myślą.

Derwisze nieustannie kręcą się, wirują, coraz szybciej i szybciej. Nabierają takiej prędkości, że nawet mój błędnik dostaje kociokwiku. Kołyszę się, kręcę razem z nimi. Z trudem łapię równowagę. A to dopiero początek pijaństwa - to dopełniają hektolitry wypitej czarnej herbaty i lokalnego piwa Efes.

W moich wspomnieniach jest też parno od łaźni tureckiej zwanej hamamem, gdzie zostawiłem sporo potu i skóry. Zapach oliwkowego mydła z hamamu miesza się z zapachem tkanin i świeżo ciosanego drewna. Wszystko dopełniają aromaty przypraw z bazaaru i woń grillowanych mięs, wszechobecna na każdym kroku, penetrująca moje nozdrza nawet teraz, kiedy piszę te słowa, kilkaset kilometrów od kucharzy i kuchcików odpowiedzialnych za ruszty.

Tak właśnie dotknąłem Stambułu. Delikatnie, lecz wszystkimi zmysłami. Tak właśnie dotknąłem Stambułu: na zawsze skradłem i przemyciłem do Unii cząsteczkę tego co w Stambule tureckie i tego co w Turcji stambulskie.