poniedziałek, 6 czerwca 2011

Austrian Airlines.

Kiedy w styczniu rozpoczynałem pisanie tegoż bloga, nie przypuszczałem, że przyjdzie mi recenzowanie austriackich linii lotniczych. A jednak. Oto siedzę w popielatym, skórzanym fotelu Boeinga. Jest bardzo wygodnie, stylowo wręcz. Na zagłówku dumnie widnieje logo linii: "Austrian". Przed startem w głośnikach na skrzypcach gra po wiedeńsku sam maestro Strauss. Stewardessy ubrane są na czerwono. Patriotycznie, tak jakby nic sobie nie robiły z weekendowej porażki Austriaków w piłkę kopaną z Niemcami. "Nic się nie stało, Austriacy, nic się nie stało!" Pomimo przegranego meczu, stewardessy z dumą prezentują to co Austrian Airlines ma najlepszego do zaoferowania - komfort, dobre jedzenie i profesjonalną obsługę. Całość zrobiła na mnie naprawdę bardzo pozytywne wrażenie.

Szkoda tylko, że ta karminowa linia lotnicza pozostaje austriacka już tylko z nazwy. W zeszłym roku kupiła ją Lufthansa. Tak, to ci sami Niemcy, którzy w sobotę skopali tyłki austriackim piłkarzom. Wykup ich rodzimej linii lotniczej musiał być dla Austriaków takim samym policzkiem jak dla Polaków dostawy gazu ziemnego wyłącznie z Rosji, a dla Kanadyjczyków wykup browaru Molson Canadian przez amerykańskiego giganta, Budweisera. Cóż, w dzisiejszych czasach królują zasady mikroekonomii - silniejszy kupuje słabszego. Personelowi z Austrian Airlines pozostaje tylko z dumą nosić karminowe kostiumy i puszczać Straussa albo Mozarta tuż przed odlotem...