środa, 29 czerwca 2011

Góra Zas.

Gromowładny Zeus. Najważniejszy i najbardziej poważany z greckich bogów. Swojego boskiego rzemiosła nauczył się tutaj, na Naxos. Zanim zasiadł na szczycie Olimpu, dzieciństwo spędził na górze niedorastającej najwyższej górze Grecji nawet do pasa. Jednak każdy z bogów gdzieś bogowania musi się nauczyć. Zbocza najwyższego szczytu Cykladów to perfekcyjne miejsce na naukę.

Aby upamiętnić młodzieńcze wybryki Zeusa, tubylcy nazwali tę górę jego imieniem. Góra Zas. Góra Zeusa. 1004 m. n.p.m. Ze szczytu widać cały cykladzki archipelag. Idealne miejsce dowodzenia. Kto wie, może gołowąsy Zeus bogował sobie nad wszystkimi wyspami i wysepkami? Co więcej, w bezchmurny dzień, na horyzoncie można dopatrzeć się nawet Azji Mniejszej. Czy wpływy młodego boga sięgały aż tak daleko?

Legendy i mity na bok, na górę trzeba się było wspiąć. Razem z Ludo zrobiliśmy to naszą ulubioną metodą, na "azymut zero" - prosto przed siebie, aż dotrzemy na szczyt. Autostopem dojechaliśmy do wioski Filoti, skąd pieszo udaliśmy się pod górę. Wiedzieliśmy, że gdzieś jest szlak, który wiedzie na szczyt. Ba, istniały nawet dwie alternatywy podejścia szlakiem. Phi! Nasza taktyka była dużo bardziej pociągająca. Na "azymut zero" udało nam się na dwóch kołach, potem na czterech, czemu miałoby się nam na nogach nie powieść?

Podchodziliśmy pod górę, za przeproszeniem, na chamca, może nawet trochę bezmyślnie. Nie było stromo, ale wcale nie było przez to przyjemnie. Najpierw przedzieraliśmy się przez różnej maści osty i cierniokrzewy. W krótki spodenkach i butach do biegania strasznie scharataliśmy sobie łydki. Gdzie tylko mogliśmy, wspinaliśmy się na pasterskie murki i podążaliśmy ich śladem. Kilka razy obsunęły nam się pod nogami luźno poukładane kamienie. Raz kompletnie straciłem równowagę i tylko komiczny balans ciałem uratował mnie przed upadkiem w krzaki. A w krzakach czaiły się wszelkie nasze koszmary i paranoje. Wyobrażaliśmy sobie czyhające na nasze kostki żmije i węże. Jadowite mrówki i pająki. Szerszenie. Wszystko co gryzie i kuje. Na nasze szczęście spotykaliśmy same jaszczurki, pierzchające przed naszymi krokami. Niektóre były wielkości małej iguany. Ostatnią serią przeszkód były siatki, które pasterze porozwijali tak, żeby trzymać swoje trzody owiec i kóz pod jako taką kontrolą.

Oj tak, metoda na "azymut zero" bez dwóch zdań okazała się metodą dużo bardziej podniecającą, wyzwalającą większe, bardziej satysfakcjonujące dawki adrenaliny. Szczególnie jeśli wziąć pod uwagę fakt, że dla naszej dwójki zaprawionej w górskich wędrówkach, Góra (nastoletniego) Zeusa i jej marne tysiąc metrów technicznie rzecz ujmując okazała się pikusiem. Trzeba było ją trochę przyprawić, co zrobiliśmy stosując naszą opatentowaną metodę.

Po niecałej półtorej godzinie marszu od Filoti byliśmy na grzbiecie góry, którym podążyliśmy na samiutki szczyt. Góra została zdobyta!

Gromowładny.

Poniżej kilka panoramicznych zdjęć z najwyższego szczytu Cykladów!

Widok na wschodnią część wyspy.

Widok na południową część wyspy.

Widok na zachodnią część wyspy.