niedziela, 27 marca 2011

Tesalia+Epir: Jaskinia w Péramie.

Na właściwy weekend zakotwiczyliśmy w Ioanninie, stolicy Epiru. Pierwszego dnia pobytu wybyliśmy się jednak w góry, za miasto. Przewodnikami byli Christos i Jorgos, dwóch nauczycieli fizyki, z którymi zaznajomiłem się przez couchsurfing.com. Choć obydwoje pochodzili z północy Grecji i uparcie twierdzili, że okolicy nie znają zbyt dobrze, wiedzieli o Epirze dużo więcej niż ja czy Margit. I tak Christos prowadził niebieskiego Opla Vectrę, Jorgos opowiadał, a ja słuchałem, raz po raz zadając towarzyszom pytania.

Pierwszym przystankiem była Πέραμα (Pérama), mieścinka oddalona od Ioanniny jakieś 5 kilometrów. Pérama słynie z jaskini, w której epirska ludność chroniła się przed bombardowaniami Musolliniego podczas drugiej wojny światowej. Została odkryta przypadkiem przez zagubionego wieśniaka. Tuż po wojnie, w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia para speleologów (uwaga, trudne słowo! Speleolog to taki geograf specjalizujący się w jaskiniach) - Ioannis Petrocheilos i Anna Petrocheilou - odkryła i dokładnie zbadała rozległą jaskinię. Od 1956 roku jest udostępniona do zwiedzania przynosząc do Péramy fale wycieczek szkolnych i turystycznych.

Jakinia przypominała mi nieco Jaskinię Łokietka w Ojcowskim Parku Narodowym, którą odwiedziłem jako dzieciak kilkakrotnie. Wszędzie jak widać ludność ma tendencję do zapadania w pieczary kiedy biją. Kiedy idzie wojna i pożoga. Nie zależnie od nacji czy stanu. W końcu misją każdego z nas jest przetrwanie, a jaskinie takowe oferują w trudnych czasach.

Najfajniejszym aspektem pobytu w Péramie było kompletnie losowe spotkanie z wolontariuszami EVS z Vritty, na północy Grecji, których poznaliśmy na seminarium w Atenach. Zupełnie przypadkiem znaleźliśmy się w tym samym miejscu i w tym samym czasie, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że świat jest po prostu mały. A Grecja to już na pewno.

Spotkanie w Péramie.