wtorek, 15 marca 2011

Pozytywne stany emocjonalne.

Są różne stany błogości, upojenia i katharsis. W Grecji dane mi jest doświadczać ich całego wachlarza. Weźmy na przykład bieg dzisiejszego dnia. Niby dzień jak co dzień. Niby nic wielkiego się nie wydarzyło. Niby godziny prześlizgnęły się przez palce bez mojej woli, ba nawet bez mojej wiedzy. Normalnie tak jakby ten dzień w ogóle nie istniał. Jakby by majakiem jakimś, snem na jawie przez który idę otumaniony niczym zombie. To jednak tylko pozory. Ten wtorek obfitował bowiem w wiele podniosłych stanów emocjonalnych. Przeróżnego pokroju i przeróżnej maści. A właśnie te niepowtarzalne, pojedyncze emocje przekładają się na kaskadę przyjemności, źródło radości i całokształtne szczęście.

Dzień zacząłem od aplikacji solidnej dawki endorfiny. Niektórzy nazywają ją "hormonem szczęścia", ale z neurologicznego punktu widzenia, to po prostu naturalny środek przeciwbólowy. Dla niezorientowanych w temacie, wyjaśniam, że wcale nie dałem sobie w żyłę na dzień dobry, ale poszedłem biegać. Biegałem długo i intensywnie po ścieżkach xylokastrońskiego lasu. Bieganie najefektywniej stymuluje wydzielanie endorfiny. Kto nie biega, niech żałuje, bo endorfina to najlepszy, najzdrowszy i oczywiście najtańszy narkotyk dostępny na rynku. Rewelacja!

Nastrojony pozytywnie buzującymi endorfinkami, ugotowałem obiad. Ha! I to jeszcze jaki obiad - ryż z brokułami i kałamarnicami w sosie pomidorowym. Prawdziwa uczta dla podniebienia wolontariusza! Żeby tego było mało, skonsumowałem go razem z Natalią, nową wolontariuszką z Polski na dachu naszego domu. Świeciło piękne wiosenne słońce. Niebo było bezchmurne, w kolorze najczystszego błękitu. Moje kubki smakowe rozkoszowały się rozpływającymi w ustach kałamarnicami, a buźka spijała witaminę D z promieni słonecznych. Byłem na dachu dwupiętrowego domu w Xylokastro, ale miałem wrażenie, że jestem w siódmym niebie.

Po obiedzie była oczywiście sjesta, a po sjeście deser w postaci kawy frappé i suszonych daktyli... Byłem na wznoszącej się, pozytywnej fali. Te wszystkie detale dnia codziennego, z których płynie czysta rozkosz i uwielbienie życia! Nic, nic a nic, nie było w stanie zakłócić mojego nastroju.