czwartek, 20 stycznia 2011

Znajoma znajomej.

W życiu dobrze mieć koneksje, szczególnie kiedy się podróżuje. Zgodnie z założeniami hipotezy "sześć stopni oddalenia" Milgrama, znajomości można stopniować. I tak jeśli znam kogoś bezpośrednio to jestem oddalony od tej osoby o jeden stopień. Jeśli zaś ten znajomy zna kogoś jeszcze, to jestem oddalony od tego trzeciego o dwa stopnie i tak dalej. Według Milgrama ilość pośredników między dwiema osobami w całej populacji ludzi na Ziemi nie przekracza sześciu stopni oddalenia. Ile razy spotykamy kogoś znajomego w miejscu w którym byśmy się go niespodziewali? Wykrzykujemy wtedy: "jaki ten świat mały!" Albo spotykamy kogoś w podróży, albo na imprezie i odkrywamy, że mamy wspólnego znajomego. Wtedy też krzyczymy w zdumieniu: "jaki ten świat mały!" Ano, mały.

Będąc na wymianie w holenderskim miasteczku zwanym Amsterdam, na jakiejś imprezie spotkałem Greczynkę o dźwięcznym imieniu Natalía (Natalija, nie Natalia). Studenckim zwyczajem zaznajomiliśmy się na Facebook'u, po czym widzieliśmy się przelotnie raz, może dwa razy. Potem oboje wyjechaliśmy z Amsterdamu i długo, długo nic od siebie nie chcieliśmy. Aż pewnego ranka dowiedziałem się, że jadę na wolontariat do Grecji. Wtedy Natalía była pierwszą i jedyną osobą o której pomyślałem. Puk, puk - zafejsbukowałem tłumacząc gdzie i dlaczego jadę. Dostałem odpowiedź błyskawicznie, jeszcze tego samego dnia, jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi. Natalía napisała, że bardzo się cieszy, że wybrałem jej kraj na EVSa i że jeśli tylko będzie w Grecji to mi pomoże.

Tuż przed przyjazdem dowiedziałem się, że
Natalía cały czas studiuje zagranicą i w Atenach będzie tylko na Święta (ciekawostka: Grecy, mimo prawosławnego obrządku, obchodzą Święta Bożegonarodzenia tak jak katolicy 24, 25 i 26 grudnia). Z entuzjazmem dodała, że jedna z jej znajomych - María (znowu Marija, nie Maria, uwaga na akcenty) - mieszka w miasteczku Βόχα (Vocha), niedaleko Xylokastro.

Znowu dodaliśmy się z Maríą na Facebook'u, wymieniliśmy kilka wiadomości i wczoraj spotkaliśmy się w realu. Po pracy pojechaliśmy na zwiedzanie miasteczka i supermarketu. Z supermarketem wcale nie żartuję. Cały czas nie wiem co jest co, od greckiego alfabetu dostaję oczopląsów i pomiędzy półkami zasuwam ze słownikiem. Zakupy zajmują mi prawie godzinę. María sprawiła, że być może skrócę ten czas choćby o połowę. Zarekomendowała też produkty, z którymi raczej bym nie eksperymentował, jak na przykład pasta z ikry dorsza. Po zakupach zostałem zaproszony do greckiego domu, gdzie zostałem poczęstowany migdałami, czerwonymi pistacjami i świeżym sokiem z pomarańczy.

A to wszystko przez to że pewnego dnia
spotkałem Natalíę na holenderskiej ziemi i istniał już wtedy Facebook. Tak to już chyba jest, że jedni znajomi pociągają za sobą kolejnych. Ale to przecież fantastyczne!