wtorek, 25 stycznia 2011

Lasek xylokastroński

W Xylokastro ludzi są dumni ze swojego lasu, choć słowo "las" używane jest raczej na wyrost. Bowiem teren który opisuje to żadna puszcza, raczej lasek, a tak naprawdę to bardziej park albo jeszcze lepiej pas zieleni, szeroki na jakieś 200 m i ciągnący się przez góra trzy kilometry wzdłuż xylokastrońskiej, kamienistej plaży. Nad polskim morzem takie zagajniki sosnowe stanowią naturalną zaporę pomiędzy wydmami a wioskami i miejscowościami. U nas nikt nie mówi: "chodźmy na spacer do lasu". Jak już to: "chodźmy na wydmy", albo po prostu: "chodźmy na spacer". Biorąc jednak pod uwagę, że tubylcy nie znają niczego bardziej majestatycznego, kiedy wchodzą pomiędzy nadbrzeżne sosny, to są święcie przekonani, że wchodzą do lasu. Z błędu wyprowadzać ich nie będę. Niech się cieszą.

O xylokastroński lasek troszczy się cała ekipa: leśnicy, strażacy, wolontariusze. Ścieżki są zawsze pięknie wysprzątane, czego nie można powiedzieć o większości chodników i plaż w Xylokastro. Rok w rok sadzi się nową szkółkę leśną, chroni się starsze drzewa przed szkodnikami. Co krok można spotkać tablicę informujące o wielkim zagrożeniu pożarem i surowe zakazy palenia. Co ciekawe, w przeciwieństwie do surowych zakazów palenia na poczcie czy w banku, te w xylokastrońskim lesie są naprawdę respektowane. Biegam tam niemal codziennie i ani razu nie spotkałem zapalonego papierosa. Do tego stopnia mieszkańcy Xylokastro kochają swój lasek. Jednak na wszelki wypadek, po całym zalesionym terenie wiją się i syczą węże strażackie. Na odcinku trzech kilometrów naliczyłem chyba z piętnaście hydrantów. Grek przezorny - zawsze ubezpieczony, szczególnie w miasteczkach gdzie ma tylko jeden las.