wtorek, 18 stycznia 2011

Projekt czas zacząć!

Zaczęło się! Wczoraj ruszył mój projekt EVS. Popołudniu pojechaliśmy z Martiną na halę sportową do sąsiadującego miasteczka - Βέλο (Velo, z francuskiego można skojarzyć z kolarstwem). Autobus wlókł się przez prawie 40 minut, ale Martina uspokoiła mnie, że to normalka i nie ma się czym stresować. W końcu dojazdy wliczone są w nasze godziny pracy.

Z przystanku maszerowaliśmy na halę kolejne 10 minut, zrywając po drodze słodziutkie pomarańcze. Velo nie różni się zbytnio od Xylokastro - podobna architektura, sklepy, zagospodarowanie przestrzenne terenu itd. - oprócz tego, że nie ma bezpośredniego dostępu do morza, czyli Zatoki Korynckiej. Nie każdemu antycznemu dane było budzić się wprost objęcia Posejdona, a z okien podglądać narodziny Afrodyty (cóż z tego, że Afrodyta wychodziła z piany morskiej na wybrzeżu Cypru. Przecież to równie dobrze mogło się stać w Koryntii!).

Kiedy dotarliśmy na halę dzieciaki już rozpoczęły trening (wow! Zaczęli punktualnie!). Pięcio-, sześciolatki szalały po parkiecie kozłując (próbując kozłować?) piłki do koszykówki. Martina przedstawiła mnie trenerowi drużyny, Jorgosowi, potężnemu Grekowi w średnim wieku z czarnymi jak smoła włosami postawionymi na żelu. Uścisnęliśmy sobie prawice, wymieniliśmy parę zdań, po czym Jorgos powrócił do instruowania swoich małych podopiecznych.

Zadaniem wolontariuszy w tym projekcie jest asystowanie pracy trenerów koszykówki, siatkówki i piłki nożnej. Macie rację, "asystowanie" nie jest zbyt zdefiniowane, co ma swoje plusy i minusy. Na plus wychodzi spore pole do popisu i inicjatywy, na minus potencjalna nuda, jeśli tej inicjatywy pewnego dnia mi zabraknie.

Martina dała mi wczoraj świetny przykład podejmowania inicjatywy we współpracy z Jorgosem. Pomimo braku doświadczenia z koszykówką, przed każdym poniedziałkowym treningiem Martina wyszukuje w Internecie jakieś ćwiczenia dla początkujących koszykarzy. Na hali omawia je z Jorgosem, ten tłumaczy dzieciom po grecku co mają robić, Martina (razem ze mną) pokazuje wizualnie i git, majonez. Prosty proces a wszyscy są szczęśliwi. Przy tym wszystkim, oczywiście, mamy nadzorować, czy dzieci wykonują ćwiczenia prawidłowo i sprawdzać czy aby się nie zabijają. Choć muszę przyznać, że Jorgosowi te treningi już fajnie hulają. Widać było, że jako trener i mentor ma wyrobiony pozytywny autorytet. Zaobserwowałem też niezłą dyscyplinę i silną motywację wśród większości młodych adeptów koszykówki żeby grać coraz lepiej i dalej się rozwijać.

Na koniec każdego treningu (a mieliśmy trzy grupy wiekowe, od 5-13 lat, po godzinie każda), wszyscy zbierali się w okół Jorgosa, i na trzy wykrzykiwali: Δια-γό-ρας! Diagoras to nazwa velońskiej drużyny. Około 20.00 byliśmy z powrotem w Xylokastro, gdzie wspaniali współlokatorzy czekali z ciepłym jedzonkiem.

Pierwszy dzień oceniam bardzo pozytywnie. Wierzę, że będzie coraz lepiej i lepiej, w miarę jak nauczę się trochę greckiego, bliżej poznam dzieciaki i Jorgosa i znajdę ćwiczenia koszykarskie, którymi będę mógł się z nimi podzielić. Bo na razie to o koszykówce mam takie pojęcie, że piłka jest jedna, a kosze są dwa. Cieszę się, że dzisiaj jedziemy na inną halę do miasteczka Βόχα (Vocha), gdzie trenują siatkówkę. O tym sporcie mogę już coś poopowiadać.