W sobotę dowiedziałem się od Konstantinosa, że Iraklis zagra mecz z lokalnym rywalem z Kiato. "Wielkie wydarzenie!", pomyślałem i podzieliłem się tą informacją z innymi woluntariuszami, którzy też przyjęli ją z entuzjazmem.
Następnego dnia, wietrznym popołudniem poszliśmy na stadion (boisko raczej, ale niech już będzie stadion) Iraklisu. Po sztucznej murawie człapali sobie zawodnicy. Większość była w wieku średnim, z mniejszym lub większym brzuszkiem, zapewne piętnem lokalnych, tłustych specjałów. Na trybunach (tak naprawdę to na stadionie Iraklisu jest tylko jedna trybuna, ale trzymam się liczby mnogiej - lepiej brzmi) pustki. Może jakieś trzydzieści osób, prawie sami mężczyźni, w ciszy palący papierosy. Mecz nie imponował tempem, zawodnicy umiejętnościami, a kibice zaangażowaniem w doping. Zostaliśmy tylko na jedną połowę. Iraklis nie strzelił żadnej bramki, choć był drużyną dominującą. No cóż, w końcu to tylko klub z sześciotysięcznego miasteczka, który gra w Delta Ethniki...
