Kiedy pożegnałem sie Paterasem Methodiosem w centrum Iraklionu było już dobrze po południu. Wdepnąłem do biura podróży, żeby zarezerwowac bilet powrotny na poniedziałek. Chciałem żeglowac z Chanii, ale wszystkie miejsca na pokładzie tegoż promu były wyprzedane. Klops. Zmuszony byłem kupić bilet na prom z Iraklionu, co oznaczało, że będę musiał zawieźć dupsko do Chanii (bo ani myslałem odpuścić odwiedzenia tej weneckiej perełki), a potem z powrotem do kreteńskiej stolicy.
Zakląłem w duchu, że nie byłem choć trochę bardziej rozstropny i nie zarezerwowałem biletu wcześniej. Chwilę później zostawiłem jednak tę myśl. Takie myśli nie mają w sobie nic konstruktywnego, a ja byłem przecież na najlepszej drodze do Chanii. Autostrada łączaca dwa największe kreteńskie miasta, Iraklion i Chanię, wiodła wzdluż północnego wybrzeża wyspy, tuż przy samiutkim Morzu Egejskim. Przepiękny to widok - morze po jednej, a góry po drugiej stronie. Patrzyłem to w prawe, to w lewe okno zauroczony tą niezwykłą, mistyczną wręcz kombinacją morza i gór.
Dwie i pół godziny godziny i 13 euro pozniej wylądowałem w Chanii. Wielu jest zdania, że to najpiękniejsze kreteńskie miasto. Rzeczywiście ładnie tam, bardzo dostojnie i wenecko. Stary port jest pięknie zachowany. Wąziutkie uliczki stanowią taki labirynt, że bez mojego przewodnika, Greczynki Eftychiji, zgubiłbym sie na pewno. A ja nie zwykłem sie gubić.
Wieczorem latarenki oświetlały stare kamieniczki i wały portowe tworząc magiczny klimat. Poszliśmy do baru razem ze znajomymi Eftychiji i upiliśmy sie lokalnym specjałem zwanym rakamelo (ρακόμελο=ρακί+μέλι). Raki (ρακί) to dość mocny destylat na bazie winogron, bardzo typowy dla Krety. Kreteńczycy pijają tylko raki, nie chcą nawet slyszeć o ouzo. A meli (μέλι) to gęsty, słodki miód. Jak sie łatwo domyślić, rakamelo to mieszanka tych dwóch prostych składników z dodatkiem aromatycznych przypraw. Rakomelo podawane jest na ciepło w szklanych, alchemicznie wyglądających karafkach. Słodki i pyszny to napój niczym boska ambrozja! Przyjemnie się go pije, przyjemnie i szybko uderza do głowy. To właśnie rakamelem skończyła się moja pierwsza i jedyna noc w Chanii.