Ostatniego, piątego dnia podróży zrobiliśmy niezły skok. Z Noviego Sadu dojechaliśmy aż do samiutkich Gliwic, jednego dnia rozjeżdżając drogi aż pięciu różnych krajów: Serbii, Węgier, Słowacji, Czech no i oczywiście Polski (chociaż u nas to już i tak były dosyć rozjeżdżone). Granicę w Cieszynie przekroczyliśmy w niedzielę, dosłownie dwie minuty przed północą. Do domu zajechaliśmy jakąś godzinę potem. Tamtej nocy spałem już w swoim, choć dawno nieużywanym, łóżku, które pamięta jeszcze czasy gimnazjalne.
Dobrze mieć takie łóżko.