niedziela, 1 maja 2011

Półwysep Mani.

W moim mniemaniu Peloponez przypomina dłoń. No dobra, bardziej jest to zniekształcona, oszpecona łapa. Albo jeszcze lepiej łapsko. Łapsko Peloponeskie ma nieregularne, szponiaste paluchy. Jeśli założyć, że moja wyobraźnia rysuje na mapie klarowny obraz wyspy, Peloponez wygląda mniej więcej tak:

Łapsko Peloponezu.

Półwysep Mani, o którym będzie mowa, jest w tej konfiguracji palcem środkowym (powyżej zaznaczony czerwoną obręczą). To ważny, kto wie czy nie najważniejszy z paluchów. To właśnie nim Peloponez pokazałby "fuck off" Persom, Turkom i Bułgarom, gdyby tylko był w stanie schować lub tymczasowo zatopić pozostałe cztery półwyspowe paluchy.

Półwysep Mani jest znany geografom przede wszystkim dzięki przylądkowi Matapan, najbardziej wysuniętego na południe cypla Grecji kontynentalnej. Ja jednak nie miałem czasu zapuszczać się aż tak daleko, choć Matapan kusił. Dotarłem jedynie do Kardamyli i Stoupy. Potem zaczęło zmierzchać. Warto jednak wspomnieć o Mani, mimo że ledwie liznąłem ziemie półwyspu. Jest to iście bajeczna kraina.

Widok na Kardamyli.

Żeby dotrzeć na półwysep Mani z Kalamaty trzeba się udać na południowy-wschód i przeprawić przez tamtejsze góry, część pasma Tajgetu. Po licznych serpentynach i zakrętach wyłania się Zatoka Mesyńska. Stamtąd już jest z górki. Pierwszą napotkaną osadą nad samym morzem jest Kardamyli. Malutkie, spokojne i przytulne miasteczko.


Zatoka Mesyńska.

Kardamyli jak też inne przybrzeżne osady do niedawna były odizolowane od pozostałych części Peloponezu. Można było się tam dostać jedynie łodzią. Dzięki temu kraina Mani pozostała autentyczna i nieskażona komercyjną turystyką. Niestety to się zmienia. Z roku na rok wioski i miasteczka półwyspu przeżywają coraz większe zatrzęsienie turystów. Szczególnie w okresie letnim. Na szczęście na początku maja nie było ich zbyt wielu. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że kwiecień, maj i początek czerwca to najlepszy czas aby odwiedzić Grecję i nie utonąć w gąszczu tłumu albo nie zdechnąć od lipcowych i sierpniowych upałów.

Kardamyli.

Większość mieszkańców krainy Mani kultywuje gaje oliwne. Zimą, kiedy turystyczny tumult cichnie, rolnicy zbierają (poprawniej by było: strzepują) oliwki z drzewek i zajmują się wytworem najprzedniejszej oliwy na świecie. Oczywiście tubylcy są święcie przekonani, że ich oliwa nie ma sobie równych ani w Grecji, ani na świecie, ani też w całej galaktyce. Podobne mniemanie mają też Kreteńczycy i mieszkańcy wszystkich innych regionów Grecji w których oliwę się tłoczy. Ta wyrabiana w Mani jest rzeczywiście bardzo dobra. Czy najlepsza? To jednak kwestia gustu i lokalnego patriotyzmu. Dalej dyskusji nie podejmuję, bo ani o jednym ani o drugim dyskutować nie wypada.

Tawerna w Kardamyli.

Na południe od Kardamyli jest wioska o pogrzebowej nazwie Stoupa. Dalej, jak już pisałem, nie dojechałem, chociaż bardzo mnie korciło. Zaczęło zmierzchać, a mi trzeba było wracać w rejony Kalamaty.