Na północnym wybrzeżu Peloponezu Lidle powyrastały prawie w każdym miasteczku. Chociaż poprawniej byłoby napisać "pomiędzy miasteczkami", gdyż hale lidlowskie położone są tuż za ich granicami. Wszystko jest jednak przemyślane. Ceny gruntu pewnie są bez porównania tańsze w terenie niezabudowanym, a w Grecji i tak każdy ma samochód lub motor, więc kto chce ten dojedzie. Także klienteli spragnionych niskich cen i produktów w niemieckich opakowaniach wcale Lidlowi tu nie brakuje. Uważam siebie za jednego z takich klientów. Problem jest tylko taki, że ja nie mam ani samochodu, ani motoru, ani nawet roweru czy hulajnogi. Τίποτα! Dlatego do Lidla muszę pielgrzymować. Na własnych nogach. Bez przesady, aż tak daleko to nie jest. Jakieś niecałe cztery kilometry. Piętnaście minut biegiem, nieco ponad pół godziny spaceru. Tylk raczej po jeden karton mleka iść się nie opłaca.
Jeszcze dalej?
W środku jak to w każdym innym Lidlu. Produkty podobne do tych które znajdują się na półkach w Polsce tyle że ze specjalną domieszką lokalnych specjałów - win, serów, oliwek (i oliwy), warzyw i owoców, słodyczy itd. Wszystkie greckie produkty mają naklejkę z flagą grecką, żeby było wiadomo co ichnie. Na opakowaniach dominuje jednak język niemiecki i angielski. Nikomu się nie chce tłumaczyć - przecież każdy widzi co kupuje. Nie?
Eisodos - wrota Lidla stoją przed Tobą otworem!
Po grecku Lidl to po prostu... Lidl. Szefostwo tej niemieckiej firmy nie poszło śladami Carrefour'a (który tutaj nosi nazwę "Μαρινόπουλος") i nie zdecydowało się na zmianę nazwy. Szkoda, bo nawet jeśli gdyby zapisaliby Lidla greckim alfabetem to byłoby dużo ciekawiej, a już na pewno bardziej swojsko: ΛΗΔΛ (albo ΛYΔΛ, nie jestem pewien co do ortografii). Lidl czy ΛΗΔΛ dla mnie to nie ma aż tak wielkiego znaczenia. Biorąc pod uwagę kosmiczne ceny w Grecji i nieproporcjonalne do nich kieszonkowe, będę pielgrzymować do Lidla (ΛΗΔΛA) często. Bardzo często.